Jak pisać bombowe newsy

Za pisanie tego posta brałem się z pewną taką dozą nieśmiałości – wszak dziennikarzem nie jestem, nie byłem i prawdopodobnie nie będę. Z dziennikarstwem jednak miałem całkiem sporą styczność – Instytut Filozofii mieści się w budynku razem z Wydziałem Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, więc niejednokrotnie zdarzało mi się przechodzić obok sali, w której akurat odbywał się wykład dla przyszłych dziennikarzy. Poza tym „teoria wszystkiego” w tytule bloga zobowiązuje.

Cała Polska (no dobra, przynajmniej jej bardziej upolityczniona część) żyje od dwóch dni tekstem Cezarego Gmyza na temat domniemanych resztek trotylu i nitrogliceryny na wraku Tupolewa. Tekst wzbudził liczne reakcje w świecie polityki, wygenerował już jedno sprostowanie, jedno częściowe wycofanie sprostowania, niedoszłą konferencję prasową autora i burzę na Twitterze. Mało kto jednak zadał sobie bardzo proste pytanie – w jaki sposób właściwie Gmyz mógłby napisać tego newsa, żeby nie narażać się na zarzuty o dziennikarską wpadkę?

Przyjmijmy, że faktycznie Gmyz dostał cynk z prokuratury, że jej przedstawiciele byli w Smoleńsku i coś tam wykryli. Rozumiem, że kluczowym terminem jest tutaj „spektrometria ruchliwości jonów”. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy dziennikarzem, który właśnie otrzymał tego rodzaju materiał i zetknął się ze ścianą niezrozumiałych dla siebie pojęć. Co robić, jak żyć?

W dawnych czasach sprawa była trudna – trzeba było mieć solidne wykształcenie ogólne, żeby w ogóle zorientować się, jaką konkretnie dziedzinę wiedzy angażują te pojęcia, następnie mieć na podorędziu telefony do specjalistów, z którymi trzeba było się umówić, ewentualnie telefonicznie wyjaśnić całą sprawę. Jeśli okazywało się, że specjalistą jest kolega/koleżanka z zakładu, to trzeba było pocztą pantoflową przekazać sprawę i czekać na kontakt. Bardzo mało wydajna i skomplikowana ścieżka.

Na szczęście te czasy mamy już bezpowrotnie ze sobą. Odpalamy Google’a i wpisujemy „spektrometria ruchliwości jonów”. Już pierwszy link kieruje nas do niezawodnej Wikipedii – autor znający język angielski będzie mógł zamiast tego skorzystać z dużo lepszej wersji angielskiej. Obecna w tekście „Kategoria:Spektroskopia” sugeruje nam, jakich specjalistów mamy szukać. Nawet jednak przejrzenie dalszych wpisów pod „spektrometria ruchliwości jonów” daje nam…

…dostateczną wiedzę, żeby napisać na ten temat artykuł! Tak, jeśli jesteśmy redaktorami tabloidu, dla których szybka sensacja jest wartością nadrzędną lub blogerami, którym nieszczególnie zależy na wiarygodności. Jeśli jednak jesteśmy redaktorami ogólnopolskiego dziennika, to w tym momencie jest czas na włączenie modułu „pokora” i przyznanie, że Wyższa Szkoła im. Google Searcha nie czyni nas automatycznie ekspertami z chemii, fizyki, astronomii, matematyki, logiki, informatyki, biologii i czego tam jeszcze byśmy sobie zażyczyli. Google daje nam natomiast coś dużo cenniejszego – ogromną ilość namiarów na kompetentnych specjalistów oraz instytucje zrzeszające tychże.

Uzbrojeni w te namiary, możemy wreszcie przystąpić do ofensywy. Dzwonimy do tychże instytucji, dorywamy najlepiej dwoje ekspertów (nazwijmy ich na potrzeby tego rozważania panem Józiem i panią Gienią) i przystępujemy do zadawania pytań. Jakich pytań?

W tym miejscu muszę przyznać, że moja styczność z chemią była nieco uboższa, niż z dziennikarstwem. Wprawdzie Wydział Chemii znajduje się niedaleko mojego macierzystego wydziału, ale, o ile mnie pamięć nie myli, nigdy w jego progi nie zawitałem. W szczególności zatem nie mam pojęcia, jak działa spektrometr. Google Search po obrazkach sugeruje urządzenie przypominające skanery ze Star Treka, czyli takie, co nim się przejeżdza po otoczeniu, ono robi „bzzz”, a jak coś znajdzie, to robi „biip!”. Chwila krytycznego namysłu sugeruje natomiast, że Star Trek to jednak science fiction, więc może by dopytać, jak działa taki spektrometr w szczegółach?

Dalsze pytania są już bardziej problematyczne. Prawdopodobnie nasze źródła chcemy bardzo mocno chronić i absolutnie nie chcemy dać do zrozumienia, że właśnie piszemy o prezydenckim Tupolewie. To świetnie! Dzięki temu pieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Nieujawnianie, po co nam informacje daje nam bowiem okazję do uniknięcia błędu potwierdzania. Innymi słowy – jeśli pan Józio uważa, że tych wszystkich zdrajców od Tuska należałoby wywiesić na najbliższej gałęzi, a pani Gienia jest zdania, że tych wariatów od Macierewicza trzeba zaszyć w kaftan i zamknąć w pokoju bez klamek, to ujawnienie im, o czym piszemy, mogłoby (oprócz zdekonspirowania źródeł) wpłynąć istotnie na ich odpowiedzi. Zamiast tego zadajemy pytania ogólniejsze – jakie substancje można wykrywać za pomocą takich urządzeń, jaki jest dalszy tok postępowania, jaka jest niezawodność, o czym pozytywny wynik może świadczyć etc.

Może się nam wydawać, że taki zestaw pytań naprowadzi naszego rozmówcę na temat, ale to tylko iluzja wynikająca z ograniczeń naszej teorii umysłu. Pamiętajmy, że taki specjalista spektroskopią zajmuje się na co dzień, z badaniami spektrometrem pewnie ma do czynienia często i najprawdopodobniej nie są to jednak badania wraku prezydenckiego Tupolewa. Może sobie np. pomyśleć, że piszemy artykuł o wykrywaniu materiałów wybuchowych czy też narkotyków na lotniskach? W ostateczności dziennikarz bardzo mocno chcący chronić źródło mógłby się pewnie posunąć do małej dezinformacji, sugerując, że właśnie o czymś takim pisze artykuł, ale przyznam, że nie wiem, na ile to jest do pogodzenia z etyką dziennikarską (niestety, kontakt z drzwiami od sal wykładowych Wydziału Dziennikarstwa nie dostarczył mi tej akurat wiedzy).

Mając informacje od pani Gieni i pana Józia możemy przystąpić wreszcie do pisania artykułu. Najpierw relacjonujemy doniesienia źródeł, potem wstawiamy opinie ekspertów, kontrastując je ewentualnie tam, gdzie uzyskane informacje są rozbieżne. Dzięki temu mamy pewność, że czytelnik usłyszy z fachowego źródła, o co w temacie chodzi i nie będzie zmuszony do domyślania się ewentualnie produktowania własnych teorii. W końcu, gdybyśmy chcieli zmuszać czytelnika do takich czynności, to w zasadzie po co komu dziennikarze?