Debata

Dzisiejszym tematem dnia jest oczywiście debata w UE. Opis tej debaty pokazuje, jak nisko upadł poziom debaty publicznej w Polsce. Strony sporu ekscytują się głównie tym, kto kogo „zaorał”, przy czym oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – dla Gazety Wyborczej Szydło została przemaglowana przez Verhofstadta, dla Niezależnej i innych prawicowych mediów – wyszła zwycięską ręką i z rzeszą głosów poparcia. Nie zamierzam wpisywać się w tę kuriozalną przepychankę na chwyty retoryczne – bo w tej całej pustej retoryce umyka rzecz moim zdaniem dużo istotniejsza.

Jeśli co do czegoś strony są zgodne, to co do tego, że dzisiejsza debata była porażką PO, która nie potrafi pozbierać się po przegranych wyborach. Widok pustych ław europosłów PO to kolejny gwóźdź do trumny tej partii, która przy braku koncepcji czynnego oporu wyspecjalizowała się w pustych, bezsensownych gestach. Co ważniejsze, PO dała się sparaliżować swoistemu szantażowi ze strony PiSu, ale także okołoKukizowej części prawicy – że cokolwiek nie powie przeciwko rządowi na forum europejskim, będzie to „zdrada” i „sprzedawanie Polski obcym”.

Problem polega na tym, że poddawanie się temu szantażowi jest bezcelowe. W oczach tych, którzy kupują ten argument, PO i tak już dawno zdradziła – cokolwiek robi bądź nie robi, jest to dowodem tej zdrady. Poddając się temu argumentowi, wzmacnia zaś obóz antyunijny – grupę eurosceptyków, według których Unia nie jest żadnym organizmem partnerskim, a tylko pijawką na zdrowym ciele narodowych bytów.

Tutaj mała dygresja. Dlaczego Unia traci na popularności w Europie, o tym pisałem całkiem niedawno, więc odeślę do tamtego tekstu. Unia oczywiście nie jest organizmem idealnym, a suma wad, które zbierały się od dłuższego czasu i były od dłuższego czasu zamiatane pod dywan, wyzwoliły reakcję. Ale naiwnością też byłoby sądzić, że ta reakcja jest wyłącznie reakcją oddolną. Ostatni rozmaite media, od Gazety Wyborczej po Frondę rozpisywały się nad akcją amerykańskiego wywiadu, który zaczął dokładnie przyglądać się działalności prawicowych, antyunijnych partii w krajach europejskich. U nas w Polsce podejrzani są narodowcy (stanowiący swoistego konia trojańskiego w ugrupowaniu Kukiz’15) oraz Janusz Korwin-Mikke – w obu tych przypadkach politycy tych opcji niejednokrotnie wykazywali sympatię bądź przynajmniej brak krytycyzmu wobec polityki Putina. Warto zauważyć, że na poziomie poniżej oficjalnego rządowego mamy już do czynienia z cichym sojuszem środowisk okołoPiSowskich i okołonarodowych, czego przejawem mogą być chociażby nominacje Bogusława Kowalskiego do PKP, Mariana Szołuchy do Polskiej Grupy Zbrojeniowej (obie te nominacje zostały wycofane) czy też Marcina Palade do zarządu Polskiego Radia (tutaj akurat nominacja została podtrzymana). Wszyscy ci ludzie prezentują bądź prezentowali oficjalnie prokremlowską linię, atakując ukraińskich polityków z opcji promajdanowych oraz otwarcie popierając aneksję Krymu. Jest to o tyle niebezpieczne, że historia działalności czołowych osób odpowiedzialnych za służby specjalne w obecnym rządzie (Macierewicz i Kamiński) pokazuje, że niespecjalnie chętnie szukają oni zagrożeń we własnym obozie politycznym, uważając przynależność polityczną za główny wyznacznik zagrożeń kontrwywiadowczych.

Skąd ta dygresja? Otóż praktycznie wszyscy sojusznicy, których dzisiaj „zebrała” Beata Szydło podczas swojego wystąpienia i których wystąpieniom przyklaskiwała, to reprezentanci partii jawnie antyunijnych i nacjonalistycznych, z reguły o zabarwieniu prorosyjskim. Prawicowe media ekscytują się postacią Petra Macha, działacza czeskiej nacjonalistycznej partii, która w europarlamencie konsekwentnie promuje rosyjskie interesy. Warto więc w tym momencie powiedzieć jednoznacznie – ten sojusz jest sojuszem trującym. Wszyscy ci eurosceptycy popierali Polskę nie dlatego, że solidaryzują się z naszym rządem – tylko dlatego, że nasz rząd postanowił zagrać na osłabienie Unii Europejskiej. To nie jest żadna wspólnota interesów, bo wspomniane partie są separatystyczne – połączone tylko zasadą „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Innymi słowy, poza antyunijnością nic ich nie łączy – co jest właśnie na rękę Putinowi. Słusznie zauważyła to podczas dzisiejszej debaty Rebecca Harms (skądinąd niemiecka działaczka partii Zielonych – zabawny może być fakt, że jedyny podczas dzisiejszej debaty głos rzeczywistej solidarności z naszymi interesami, mianowicie wytknięcie skandalicznego sojuszu niemiecko-rosyjskiego przy budowie Nord Stream, także należał do reprezentantki tej frakcji). Pamiętajmy, że ze względu na charakter tych partii, to ich przedstawiciele pierwsi będą zwalczać nasze strategiczne interesy, jeśli już uda im się zniszczyć Unię Europejską. Rozgrywającym będzie zaś Putin, który w ten sposób będzie podporządkowywał sobie rozbitą Europę.

Warto więc na chwilę wznieść się ponad ekscytację pustą retoryką i zastanowić się, czy rzeczywiście w naszym interesie jest sprzyjanie tym, którzy chcą oddać rozbitą Europę Putinowi na talerzu.

6 uwag do wpisu “Debata

      • Nie widziałem, ale „puste ławki europosłów PO” śmierdzą mi jakąś ściemą, bo dane frakcje w EU-parlamencie siedzą alfabetycznie, więc posłowie PO są rozproszeni i nie ma żadnych „ławek PO”. Schetyna twierdził, że siedzieli wszyscy i ja mu wierzę bardziej niż fantazjom o „pustych ławkach”.

      • A tak poza tym, to szkoda, że kaczystowska propaganda „wszystko, co złe, to PO i ich skryci agenci” tak dobrze na Ciebie działa. Bicie w PO jest akurat ostatnio bardzo modne, również (zwłaszcza?) wśród antykaczystów – bryluje w tym Petru czy Razem. Strasznie to wygodne, takie jechanie po władzy z pozycji „my to ci czyści, a to całe zło to to, że ta arogancka/ośmiorniczkowa/neoliberalna/konserwatywna* poprzednia władza tak psuła”. Tak więc wspieranie czyichś kłamliwych zarzutów pod adresem PO „bo przecież ciężko podejrzewać go o pisowskie sympatie” jest cholernie słabe.


        * niepotrzebne skreślić

      • Nie no, c’mon, przecież właśnie napisałem, że ta propaganda szkodzi głównie samej PO (ta od „PO to zdrajcy i cokolwiek nie zrobią, to dowód zdrady”). Raczej chodzi mi o ogólną bierność PO i jej niechęć do rozliczenia własnych błędów.

        A co do ławek to być może rzeczywiście nie tak – zasugerowałem się źródłem, które akurat skądinąd jest dość wiarygodne i jak wspominam, dalekie od PiSowskich sympatii.

      • Nie chodzi o to, co napisałeś w notce, tylko o to, że obrona wiarygodności walenia w PO „bo źródło jest antypisowskie” świadczy o łyknięciu kaczystowskiego dzielenia świata na dwoje.

        „Bo jest antypisowskie” to żadna obrona wiarygodności antypeowskiego walenia, bo antypeowsko walą jeszcze ciężej m.in. Petru z Razem, często uciekając się do czysto kaczego populizmu (jak „psucie demokracji”, czy „skok na media publiczne” przez PO).

Dodaj komentarz